- Hej ! Chłopaki ! Czemu
stoicie przed domkiem ?! - Sylwia dotarła nareszcie do miejsca
ich spotkania. Za nią pędziła reszta członków klubu.
- Drzwi są zamknięte ! -
odpowiedział Mark.
Sylwia podeszła do drzwi i
chwyciła klamkę. Przekręciła ją i pociągnęła do siebie. Coś
kliknęło, a drzwi otworzyły się.
- Zamknięte, co ?
… -
dziewczyna
spojrzała na Marka który próbował zrozumieć sytuację.
-
Niespodziankaaa
! - krzyknęły
osoby w środku gdy reszta tylko przekroczyła próg.
Widząc
zdezorientowane miny swoich przyjaciół, Celia natychmiast złapała
aparat i zaczęła pstrykać zdjęcia. Uśmiechnięci od ucha do ucha
1-wszo i 2-goklasiści nagle poczuli – wszyscy co do jednego –
łzy spływające po ich policzkach. Wiedzieli, że to już koniec
ich wspólnej przygody. A gdy starsi zauważyli przezroczysty płyn
nawilżający skórę każdej innej osoby, również zaczęli płakać.
Wiedzieli, że kiedyś to wszystko się skończy. Ale oczywiście,
skończyło się za szybko !
I
pomyśleć, że całe te trzy lata mogły się okazać jak
najbardziej normalne. Przecież najpierw w klubie nie było zupełnie
nikogo ! A jak już siedem graczy było, nie można im było
trenować. Kort do tenisa, bieżnia, boisko do rugby, sala do judo :
wszystko było zajęte i zarezerwowane. Zostawało tylko boisko przy
rzece. To tam Mark poznał Axela, grając z przedszkolakami. To tam
Kevin trenował aż do ukończenia swojego Dragon Crash. To tam Axel
dołączył do Raimona. To tam zmierzyli się po raz pierwszy z siłą
graczy o treningach wirtualnych. To tam Bobby stwierdził, że został
zaakceptowany przez kapitana mimo swoje zdrady. To tam spotkali
Erik'a. To tam zaczęła się ich historia. Po prostu.
A
może zaczęła się wcześniej i gdzie indziej ? Przy wieży Inazumy
na przykład. Z treningami Mark'a, i wejściem Nathan'a do drużyny.
Albo po wygranej z Królewskimi. A może przy uwolnieniu się z
hipnozy tych przerażających graczy – przy których Jim powinien
być nieodróżnialny zresztą – albo gdy Jude do nich dołączył ?
Trudno powiedzieć. Wszystkie te momenty były bardzo, bardzo
ważne... Czy można stwierdzić, że wszystko zaczęło się w dniu
narodzin Mark'a ? Od niego przecież się zaczęło. Gdy tylko się
urodził, wszystko było napisane. Cały scenariusz. Ich spotkanie,
odejście Axel'a i Nathan'a, nawet udawana śmierć Erik'a i ich
rozstanie. Ich wygrane i przegrane, wszystko. Cała historia kręciła
się wokół ich Kapitana. To on wszystko rozpoczął.
Usiedli
przy nakrytym stole, jedząc ciastka i tort. Gdy dowiedzieli się, że
Nelly przyniosła kulki ryżowe, od razu odmówili, mówiąc że są
najedzeni. Córce dyrektora było trochę szkoda, ale schowała
pudełko, stwierdzając że poczęstuje później ojca. Rozmawiali,
starając się nie płakać. Nastia ugryzła sobie wargę, by się
powstrzymać, wtulona w niebieskowłosego pomocnika ekipy. Niektórzy
nawet zmuszali się do uśmiechu, dopóki nie wyszli z sali. Ruszyli
w stronę rzeki. Spacer nie powinien im zaszkodzić. Więc wielka
grupa ruszyła ulicami miasta, kontynuując różne dyskusje.
Nostalgiczne, ale także o ich przyszłości.
Docierając
na miejsce, zauważyli znajome twarze przyglądające się swoim
odbiciom w krystalicznej wodzie. Było ich około piętnastu, może
więcej, wszyscy odwrócili głowy w ich stronę gdy tylko usłyszeli
kroki. Hurley uśmiechnął się szeroko, Scott schował coś szybko
w kieszeni i zaśmiał cicho, Archer nawet przestał przeczesywać
swoje fioletowe włosy. Caleb kopnął piłkę w stronę Jude'a,
nawet jeśli strzał stracił siłę przez próbę jej zatrzymania
przez Shawn'a.
-
Caleb,
nie tak z zaskoczenia ! - skarcił
go białowłosy.
-
Okay,
okay, ale trzeba było sprawdzić jego refleksy. Ale widzę, że dalej
dobre, nie, Jude ? - kapitan
Królewskich spojrzał na kolegę-rywala trzymającego futbolówkę
pod prawą stopą.
Austin,
stojący obok Thor'a, spojrzał na Axel'a. Ten patrzył w stronę
przyjaciela o dredach który teraz był otoczony kolegami z dawnej
drużyny. David i Joe gadali niemal jednocześnie podczas gdy Caleb,
który zdążył już dobiec do nich, stał trochę na uboczu,
uśmiechając się ironicznie. Jordan i Xavier, by nie przeszkadzać
Darrenowi który znów ''napadł'' swojego idola – Mark'a –
podeszli porozmawiać z Nathan'em, którego dziewczyna podeszła do
innych menadżerek śmiejących się w towarzystwie Torii i Sue.
Przyglądał im się Willy, podsłuchując ich rozmowy i kiwając
głową.
-
A
tak w ogóle, to co wy tu robicie ? - to
ciekawe pytanie zadał Jude, któremu nie podobał się raczej pomysł
kolegi o irokezie o podtrzymywaniu jego ręki na swoim ramieniu.
-
Jak
to co ? Trzeba uczcić koniec naszej gimnazjalnej przygody meczem ! -
odpowiedziała
Sue która nagle przykleiła się do Erik'a, spotykając mrożące
spojrzenie ze strony Silvii. Zielonowłosa dalej pamiętała scenę
na dachu w Ameryce, gdy ci dwoje się pocałowali. Odwróciła się
i, łapiąc Celię za rękę, oddaliła się od reszty.
-
Ej
! - zaprotestowała
siostra Jude'a, starając się wyrwać. Jednak widząc minę Silvii
przestała. - Co
Ci jest ?
-
Spójrz tam. - szepnęła,
ruchem głowy w tył chciała pokazać Sue. Celia spojrzała
we wskazanym kierunku i westchnęła.
-
Jesteś
aż tak zazdrosna ?
-
A jak nie być zazdrosną ? Jesteś chyba jedyną która wie – no,
oprócz Sue która raczej to zauważyła – ale nie bez powodu !
Myślałam, że zrozumiesz !
-
Nie wiem, jak miałabym rozumieć, skoro nigdy nie byłam zakochana.
- wzruszyła
ramionami. Wtedy zauważyła łzy zlatujące z policzków Silvii. -
Ej,
ale żeby aż tak ?!
Dziennikarka
przytuliła do siebie przyjaciółkę. ''Już
dobrze. Zobaczysz, będzie okej.''
- mówiła. Nagle podszedł do nich Mark z Victorią. Silvia była w
prawdzie wystarczająco uspokojona by rozmawiać normalnie, miała
wytarte oczy – chusteczką koleżanki – ale jej oczy były
czerwone. Wstała i pobiegła w stronę wody, mówiąc że musi sobie
przemyć twarz i ręce, bo spadła. I na Celię spadło wymyślenie
jakiegoś kłamstwa do tłumaczenia Kapitanowi i córce pierwszego
ministra.
+-+-+-+-+-+-+
Silvia
klęknęła przy brzegu, patrząc w swoje odbicie w wodzie. Bardzo
różniła się od Sue. Nie mogła z nią rywalizować, nie miała
żadnych szans. Krótkie, ciemnozielone – jeśli nie koloru
wymiocin – włosy spięte różową, grubą spinką i średniej
wielkości oczy tego samego koloru. Owalne, jak małe jajka. Głowa
jak ziemniak i szpiczasty nos. Okrągłe, duże, szpetne uszy były
odsłonięte. Nie była chuda, bardziej nijaka, lecz nie gruba. Jej
nogi nie były takie długie jak by chciała. Nie mogła konkurować
z opaloną nastolatką o niebieskich, pięknych włosach i oczach o
kolorze oceanu. Dotknęła swoich włosów, pogłaskała je, po czym
zanurzyła rękę w wodzie. Była dość mała, paznokcie nie było
obgryzione, ale za to ucięte. Sue zawsze miała takie wypielęgnowane,
długie paznokcie...
-
Na
co patrzysz ? - usłyszała
znajomy głos.
-
E...
Erik ? Co ty tu robisz ? - Silvia
wstała i odskoczyła. Jej lewa stopa stanęła na krańcu brzegu
który osunął się pod jej wagą. Nie miała czasu krzyknąć gdyż
Erick złapał ją gdy tylko zauważył co się dzieje.
-
Powinnaś
bardziej uważać ! - powiedział
poważnym głosem po czym oddalił od wody i uśmiechnął się. - Co
tu robię ? Przyszedłem zobaczyć przyjaciółkę z dzieciństwa, tak
mi się wydaje.
-
D-Dziękuję... - wymamrotała,
siadając na ziemi. Była całą czerwona, więc spuściła głowę.
-
Co
Ci jest ? Nie wyglądasz najlepiej. Przecież idziesz do tego samego
liceum co Mark, nie powinnaś być aż tak smutna ! - odwrócił
wzrok, spoglądając na przyjaciela.
-
...Co ? - gdy
tylko usłyszała te słowa, podniosła głowę. Czyżby on myślał,
że... - I
co z tego, że ja i Mark będziemy w tym samym liceum ?! - krzyknęła,
tak głośno, że aż Evans odwrócił się, by sprawdzić kto go
wołał.
-
No
bo... będziesz mogła znów grać z nim w piłkę ? - zdziwiony
Erick spojrzał na całą czerwoną Silvię, która właśnie
zrozumiała, że nie chodziło o to, o czym myślała.
-
No
tak. Tak, tak. Masz rację, nie powinnam być smutna. Dzięki. -
wstała
i szybkim krokiem ruszyła w stronę Celii.
Erick
wstał i westchnął. Chętnie by ją zatrzymał, może nawet
przytulił, ale nie miał tyle siły mentalnej. Nie dałby rady.
Szczególnie wiedząc, że ona właśnie chciała uciec. Do Mark'a
zapewne. Czy to był tylko rewanż za zdradę na dachu ? A może
Silvia na prawdę ko... kochała Mark'a Evans'a ? ''Zresztą,
czemu o tym myślę ! Przecież kocham Sue, więc czemu czuję się
tak dziwnie, wiedząc że dobra przyjaciółka kogoś kocha ?
Powinienem być szczęśliwy, razem z nią, nie ?''.
Ruszył w stronę Sue.
+-+-+-+-+-+-+
-
Chester
? Co ty tu robisz ?! - zapytała
Nelly, widząc komentatora ich najstarszych meczy.
-
Gdzie
rozgrywa się mecz Raimona, tam jest Chester Horse Junior !
-
Ale skąd wiedziałeś, że...
-
To nie ważne ! Panie i Panowie, mecz Raimona z ich przyjaciółmi z
Inazumy Japan – i nie tylko ! – ! Będą to specjalnie na tą
okazję dwie drużyny piętnastoosobowe ! Teraz przedstawię ich
skład : w drużynie Raimona znajdą się sławny Mark Evans jako
kapitan i bramkarz i Jude Sharp jako gracz prowadzący a u ich boku
pojawią się wspaniały defensor i pomocnik Nathan Swift, żyjący mur Jack Wallside, przerażający duch Jim Wraith, Tod Ironside,
Steve Grim, Tim Saunders, Sam Kincaid, Maxwell Carson, płomienny napastnik Axel Blaze,
Kevin Dragonfly, mroczny Shadow Cimmerian, Victoria Vanguard, znana jako Tori, no i Austin Hobbes
! W drugiej zaś ekipie znajdziemy Joseph'a King'a jako bramkarza
wraz ze swym kapitanem Caleb'em Stonewall'em który stanie się
graczem prowadzącym. Towarzyszyć im będą Bobby Shearer i jego
przyjaciel Erik Eagle, Aphrodi znany również jako Byron Love,
wspaniały obrońca i napastnik – Shawn Frost, Suzette Heartland,
Scott Banyan, Hurley Kane, Darren Lachance, Archer Hawkins –
grający poprzednio w Inazumie Japan –, Thor Stoutberg, David
Samford z Akademii Królewskiej i dwaj dawni przeciwnicy, następnie
gracze reprezentacji Japonii : Jordan Greenway i Xavier Foster. Nikt
nie znajdzie się na ławce co jest bardzo ryzykowne lecz pozwoli
każdemu zagrać. A więc zaczynajmy ! - podał
gwizdek Nelly. Ta niechętnie przyjęła go, po czym dmuchnęła z
całych sił, przez co wszyscy musieli zatkać uszy.
Następnie
Axel podał do Kevin'a, który ruszył z piłką w stronę bramki
przeciwnika, slalomując między pomocnikami i defensorami tamtych.
Nie musiał mierzyć się z Byron'em ani z Xavier'em ponieważ tamci
od razu popędzili w stronę Mark'a. Ale Kevin wiedział o co im
chodzi. Przewidział to i za nic nie odda piłki defensorom, byłoby
to wtedy zbyt łatwe by drużyna Caleb'a strzeliła gola. Więc gdy
Thor wykonał jedną ze swoich sumo-technik, smoczy napastnik podał
piłkę trochę do tyłu, w lewo. Axel uśmiechnął się lekko,
przejmując biało-czarny przedmiot. Gdy i jego dopadł przeciwnik,
podał do tyłu w prawo gdzie już czekał Jude. On miał już swój
plan. Podał do Nathan'a który użył Fujin no Mai na zbliżającym
się Scotty'm, chcącemu wykonać technikę z której był tak dumny,
jednak został wyprzedzony. Niebieskowłosy wyraźnie szukał kogoś
niedaleko bramki. Przez chwilową nieuwagę nieuwagę dał się do
siebie zbliżyć Archer'owi. Ten odebrał piłkę pięknym wślizgiem
lecz zanim zdążył ją podać czekającemu surferowi, Nathan wrócił
do rzeczywistości i stanął przed nim. Uważnie walcząc o piłkę,
nie zauważyli, że tamta zdążyła już zniknąć spod ich nóg
zanim Chester nie wykrzyknął, że Axel z Kevinem wykonują razem
strzał.
-
Kevin
Dragonfly używa swojego Dragon Crash a Axel Blaze wybija się w górę
i kopie piłkę swoim Ognistym Tornadem. Nikt nie ma wątpliwości ;
to jedna z najstarszych technik Raimona, Smocze Tornado ! Futbolówka
pędzi w stronę bramki, leci, leci... Joe wykonuje swoją
Dorirusumasshā V2 i... I NIE MA GOLA ! Piłka została ledwo
zatrzymana, ale King trzyma ją teraz w rękach, słychać sędziego
– tu
Chester spojrzał na Nelly, dając jej znak by gwizdnąć. –
oznajmującego koniec akcji, Joseph rzuca piłkę przed siebie, do
Caleb'a, ten wymienia serię podań z kilkoma innymi graczami, jednak
tuż pod bramką piłkę przejmuje Tod, on podaje do Sam'a, ten do
Shadow'a, on wykonuje Black Tornado, piłka leci z wielką prędkością
do bramki przeciwników, ale nim się spostrzegamy, Shawn Frost
podbiega do niej i używa Eternal Blizzard bezpośrednio na
futbolówce, nie zatrzymanej przez nikogo innego. Podczas gdy piłka
leci do Mark'a, Frost upada na ziemię ! Czyżby ten strzał to było
dla niego za wiele ? Ależ nie, napastnik wstaje, patrząc jak Evans
siłuje się ze zmrożonym narzędziem do piłki nożnej. I GOOOL !
Shawn Frost jako pierwszy strzela w tym meczu, w ostatnich minutach
gry !
Następnie
tylko kilka podań, ale już nie było czasu na większe akcje. Nelly
nie czekała na jakiekolwiek przedłużenie i zagwizdała koniec
pierwszej połowy. Gracze usiedli w grupkach złożonych ze swoich
drużyn przy brzegu rzeki, mocząc w niej głowy. Niektórzy nie
powstrzymali się od łyknięcia tej cieczy, co wiązało się z
obrzydzeniem menadżerek. Zaczęły im tłumaczyć, że w rzece są
bakterie, może nawet ścieki, i tak czas im zeszedł dopóki Nelly
nie stwierdziła, że już wypoczęli. Gwizdnęła. Nic specjalnie
interesującego nie działo się przez przynajmniej połowę tych
kolejnych czterdziestu pięciu minut. Później Hurley Kane prawie
strzelił kolejną bramkę, ale Jim wyskakujący znikąd nagle
odebrał mu piłkę. Następnie podał ją Axel'owi który popatrzył
porozumiewawczo na Jude'a. Ten skinął głową i dał bramkarzowi
znak do pobiegnięcia z nimi. No tak, chcieli wykonać tą technikę.
We trójkę przygotowali się do niej, gdy Joe stwierdził, że
wystarczy tylko Bariera Energiczna. Wtedy białowłosy sam pobiegł
do gracza Królewskich który już zdążył technikę użyć. Axel
kopnął futbolówkę która przebiła barierę, lądując w bramce.
Chester krzyczał jak szalony gdy Nelly gwizdnęła 1-1. Później
nic już się nie działo, tylko nieudane strzały, nijakie wślizgi
i dryble no i dużo podań. Byli wyraźnie zmęczeni ponieważ gdy
tylko usłyszeli ostatni gwizdek, upadli na ziemię i nie chcieli się
już ruszyć.
-
Jestem
głooodny... - poskarżył
się Jack.
-
Ah
tak ? Wiesz że przyniosłam ze sobą moje kulki ryżowe ? Częstuj
się ! - powiedziała
Nelly, podając mu otwarte pudełko ze zgrabnymi onigiri. Jack
skrzywił się lekko, przypominając sobie ostatni raz kiedy jadł
kulki ryżowe brązowowłosej.
-
J-Jednak
nie, to tylko zmęczenie ! - odpowiedział,
załamany tym, że musiał odmówić jedzenia. Nelly tylko spojrzała
na niego zdziwiona, po czym schowała pudełko do torby.
+-+-+-+-+-+-+
Stwierdzili,
że muszą wracać, dopiero gdy słońce już zaszło. W mieście
byłoby całkowicie ciemno, gdyby nie przyuliczne lampy i szyldy
różnych sklepów czy restauracji. Niestety, większość przyjaciół
powinna dawno być w domu, więc poszli własnymi drogami, długo się
przed tym żegnając. Wszyscy sprawdzali po dwieście razy czy mają
numery telefonów wszystkich osób.
Nathan,
Anastasia, Nelly, Mark, Silvia, Celia, Jude, Axel i Camelia szli
uliczkami ich miasta aż dotarli do ich celu : restauracja pana
Hillmana.
- Trenerze
! - krzyknął
Mark wręcz wskakując do środka i biegnąc do barku. - Trenerze
Hillman'ie !
- Mark,
nie tak szybko ! Stratujesz mu lokal i wystraszysz klientów ! -
skarciła
go Nelly.
- Dzieciaki
! Nie powinniście być w domach o tej godzinie ? - zapytał
gruby mężczyzna o czarnych okularkach i białej brodzie, stojący
za barem.
- Teraz
? Ależ nie, mamy panu tyle do opowiedzenia, trenerze ! -
odpowiedział
Evans, siadając. Widział, że został tylko jeden klient, a lokal
był najwyraźniej już zamknięty.
- Pewnie
jesteście głodni, co ? - zapytał
Hillman po czym zabrał się za krojenie warzyw.
- Tak
! - potaknął
kapitan Raimon'a. Spojrzał na ostatniego klienta schowanego za
gazetą, po czym wstał. - Pan
detektyw Smith !
- No
i zostałem odkryty. - zaśmiał
się « ostatni klient », przysiadając do barku. - Chciałem
was zobaczyć, zanim całkowicie skończycie gimnazjum.
- Ah
właśnie, byłem u Was na rozdaniu dyplomów. Gratulacje wszystkim.
- spojrzał
na Celię. – Tobie
też, za przejście do ostatniej klasy.
A
później opowiedzieli o spotkaniu z przyjaciółmi i o meczu który
skończył się remisem. Jedli i siorbali, dwaj dorosłych śmiało
się, wspominając również starsze przygody jedenastki Raimona.
Będzie im tego brakować. Wszystkim. A gdyby tylko mogli, zatrzymali
by czas i w tym momencie, by nacieszyć się ostatnim dniem ich
gimnazjalnego życia. Tym bardziej, gdyby wiedzieli, co przygotował
dla nich los w liceum. Ale nie na to była pora, na razie musieli
wrócić do domów i wypocząć przez kolejny miesiąc, zanim na nowo
rozpocznie się ich edukacja. Muszą przecież jeszcze zrozumieć, że
to już koniec ich trzyletnich gimnazjalnych przygód. Wkraczali na
inną drogę życia, a nikt nie dawał sobie z tego sprawy.
END