niedziela, 28 kwietnia 2013

#005 - Mecz

Wszyscy zebrali się już przed boiskiem, gdy słychać było nadjeżdżający autobus. Przynajmniej tak wszyscy myśleli, bo za rogiem pojawił się hałasujący głośno pojazd, którym była...ciężarówka którą jeździł dziadek Marka w czasie FFI!

Z tyłu przyczepy wysiadło wiele znajomych zawodników, z różnych krajów. Każdy miał ze sobą walizkę, przez co ledwo się mieścili. Musieli być zmęczeni podróżą, w końcu nie każdy lubi latać samolotem, lecz by nie zamartwiać kapitana drużyny z Japonii, udawali że są w pełnej formie. Choć, możliwe że nie udawali.W każdym razie, dziadek marka z Hectorem wysiedli z kabiny dla kierowcy i przywitali się z rozweselonym Markiem. David Evans postanowił się nawet poskarżyć wnuczkowi.

- Mark, zatrzymali nas na drodze policjanci, wiesz?
- Dziadku, to nic dziwnego, skoro wszyscy jechali w przyczepie. - zaśmiał się chłopak.

Teraz przyszła pora na wielkie powitania, po długim czasie rozłąki przyjaciół. Wszyscy zdążyli się przywitać i powiedzieć kilka słów, gdy przyszła Celia, oznajmiająca, że przygotowania zostały skończone.


Już u kapitana, wszyscy rozsiedli się w ogrodzie. Wyglądali na zadowolonych przyjęciem. Dziadek pomógł Markowi rozpalić grilla, a tort powitalny już prawie był zjedzony. Wiele innych przekąsek miało podobne zainteresowanie. Każdy rozmawiał i śmiał się co jakiś czas, czasem ktoś zdenerwował się na Scotty'ego. Niby wszystko szło dobrze, ale nagle słychać było klucz przekręcany w zamku i głośne "Wróciłam". Wszyscy nagle ucichli, ze zdziwionymi minami. Jako iż był to damski głos, nikt nie wiedział co powiedzieć. Wiele par oczu skierowanych było na Marka. Oczywiście, nikt nie pomyślał, że to mogła być jego matka. Przecież tylko ona mogłaby wracać, nie mieszkałby z dziewczyną, chociaż...Kapitan był w końcu taki dziwny, że to nie było niewykluczalne. Myśli wszystkich przerwał kontur głowy wychylający się zza drzwi do ogrodu. Wszyscy wstali i ukłonili się w geście powitania.

- Ach, to wy, chłopcy! - odezwała się matka Marka.
- My...Pani...Znaczy... - wszyscy przyglądali się niskiej kobiecie o lekkim uśmiechu, piegach i brązowych, krótkich włosach.
- M-Mama? Już wróciłaś? - zapytał jej wyraźnie zakłopotany syn. Zapomniał bowiem spytać mamy o pozwolenie na przyjęcie.

Kobieta, ubrana w pomarańczową koszulkę, położyła kilka siatek tuż przy stole. Uśmiechnęła się lekko, wyciągając przeróżne przekąski. A to znaczyło, że wiedziała co się stanie. Dziadek zaś uśmiechnął się pod wąsem. Przyjęcie trwało dalej.

Było by dobrze, gdyby nagle nie pojawił się pył, zwiastujący coś niedobrego. Zza ciemnej chmury wyłoniło się kilkanaście, może kilkadziesiąt osób. Nie było to nic innego jak...Aliea Academy! Wyglądali groźnie, gdy widać było tylko kontury ich sylwetek. Czyżby znowu stali się groźnymi przeciwnikami?

Ależ skąd! Xavier na czele z Brycem i Claudem poprowadzili do Marka resztę uczniów tego niezwykłego gimnazjum. Po przywitaniu się i kontynuacji przyjęcia, która nie trwała już tak długo, wszyscy udali się w stronę boiska przy rzece.

Zostali rozdzieleni w kilka drużyn. Raimon, w swoim normalnym składzie już byli ustawieni na boisku. Drużyna najlepszych z Aliea Academy czekała na swoją kolej, na trawie przy boisku. Jedna z drużyn złożonych z głównych gości miała grać przeciwko Jedenastce Raimona a druga również czekała.

Mecz rozpoczął się podaniem Edgara do Paola. Mark wiele razy musiał bronić swojej bramki, tak samo jak Hector własnej. Menadżerki przyglądały się uważnie grze, każdy zadowalał się oglądaniem.

Wieczorem, gdy słońce już prawie całkiem zaszło, zostały ogłoszone wyniki.

Raimon 2 - 2 Ekipa Gości Nr. 1
Raimon 3 - 2 Ekipa Gości Nr. 2
Raimon 2 - 2 Aliea Academy 


Zadowoleni wracali do domu kapitana, mając w głowie tylko jedną myśl - nocowanie pod gołym niebem w ogrodzie.

~*~*~*~*~*~*~*~

Kolejny rozdział~ Cieszycie się? Mam nadzieję że wam się spodobał!
P.S. Niedługo pojawi się karta, w której dowiecie sie wszystkiego na temat planowanych przeze mnie fanfic'ów c:

środa, 3 kwietnia 2013

#004 - Weekend

Anne zapukała do pokoju brata.
- Onii-san!
Drzwi otworzyły się, a w nich stanął wyraźnie zdenerwowany Nathan. Ciekawe, chyba nikt oprócz siostry nie widział go zdenerwowanego.
- Co chcesz? - mruknął.
- Onii-san, może dziś gdzieś pójdziemy? Jest weekend! - spojrzała na niego słodkim wzrokiem. Gdyby Nathan był swoim tatą, pewnie już by szedł z Anne do lodziarni.
- Koleżanek nie masz? - zapytał, już mając zamykać drzwi.
- Ale Onii...
- Nie mam czasu.

Anne odpuściła. Stwierdziła, że tym razem ujdzie bratu na sucho.

W tym samym czasie, Nath już ubrany, pisał SMS'a na swoim telefonie.
"Nast, nie wytrzymam jeśli zostanę z nią w domu. Wyjdziesz gdzieś? T.T "
Odpowiedź przyszła wręcz błyskawicznie. 
"No to spotykamy się zaraz, przed blokiem c:"

Nathan pospiesznie otworzył drzwi swojego pokoju i dotarł do korytarza. Już miał otwierać drzwi, ale przecież nie mogło mu pójść tak łatwo.
- Gdzie idziesz, Onii-san? - spytała słodko jego siostra.
Chłopak nie zwrócił na to uwagi i otworzył drzwi, kierując się do windy.
- Jednak idziesz gdzieś ze mną? - Anne pojawiła się błyskawicznie przy nim, trzymając w ręku torbę. Widocznie się uparła.
- Nie. Ty zostajesz w domu, albo idziesz gdzieś s-a-m-a. - odpowiedział, schodząc już schodami.
Wyszedł przed blok, zanim Anne zdążyła go dogonić. Niebiesko-włosy wiedział, że tamta łatwo nie odpuści, więc przywitał się z Nastią i tłumacząc jej wszystko, schował się z boku budynku. Miał nadzieję, że jego siostra "zgubi trop". Słychać było nawoływania niebiesko-włosej. Nath zagryzł wargi. Wkrótce usłyszał zamykające się drzwi do klatki schodowej i odgłos jadącej windy.
- Droga wolna.  - powiedział, ruszając w stronę dość znanej w tym mieście lodziarni.

~*~ Później ~*~

- Jakie chcesz? Ja stawiam. - zapytał z uśmiechem.
- Wezmę truskawkowę, ale zapłacę za siebie, na prawdę. - odpowiedziała Anastasia.
- Jedne truskawkowe, jedną gałkę a drugie miętowo-czekoladowe, też jedną. - wyrecytował, wyciągając portfel.
Gdy już zapłacił i usiadł gdzieś niedaleko na ławce, dołączyła do niego Ana.
- Na prawdę nie musiałeś. - powiedziała, siadając.
Brązowooki tylko się uśmiechnął.
- Zdecydowała, że zostanie dłużej. - mruknął po chwili.
- Anne?
- Mhm...
- Nie martw się. Na pewno w końcu da Ci spokój. - powiedziała, chcąc pocieszyć piłkarza. Mimo to, wiadomo było, że Anne nie zostawi tego tak łatwo.
- Niedługo mecz, więc nie mów o tej sprawie nikomu. - poprosił chłopak.

~*~ W tym samym czasie ~*~

- Dziadku, ty też? - zapytał szczęśliwy Mark do słuchawki telefonu. Wyszczerzył się, słysząc odpowiedź i zostawił telefon na blacie kuchennym, zapominając się rozłączyć. - To już jutro! -krzyknął.

~*~ U Axel'a ~*~

- Braciszku, już wróciłeś! - uradowana Julia pobiegła przytulić białowłosego.
Axel uśmiechnął się i spojrzał na zegarek. "Spóźnia się..." - pomyślał. Ktoś zapukał do drzwi. Axel otworzył a jego oczom ukazał się chłopak z peleryną.
- Cześć, chodź do mnie. - Przywitał go, i ruszył w stronę swojego pokoju.
gdy już byli sami, za drzwiami pokoju, Axel usiadł na łóżku.
- Chciałeś pogadać o tym? - zapytał, podkreślając wyraźnie słowo "tym". Jude potaknął głową.
- Myślisz że powinienem powiedzieć o tym Celii? - odwrócił wzrok, spoglądając przez okno.
- Znasz odpowiedź, w końcu to Twoja siostra. Ale ważniejsze jest, czy podjąłeś już ostateczną decyzję...
- Tak. - odpowiedział. - Tak myślę. - dodał już szeptem.


---

Możecie krzyczeć że znów krótki, ale o 70 słów dłuższy od poprzedniego :D . W następnym poście będzie trochę inaczej, ponieważ wielkimi krokami nadchodzi MECZ i przyjęcie powitalne! Przygotujcie się również na pojawienie się nowej osóbki, o której czytać mogliście w karcie "bohaterowie". Emily! To wszystko już niedługo. Dziękuję za komentarze!
Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony