piątek, 17 maja 2013

#006 - Deszcz

Niebiesko włosa, ukryta za latarnią uliczną, przyglądała się ze złością i zazdrością swojemu bratu i chodzącej przy nim Anastasii. Czuła że już więcej nie może na to patrzeć, ale jednocześnie nie odważyła się wyjść. Jej brat nie był tak naiwny, by uwierzyć w przypadkowe spotkanie...

Właśnie śmiał się, liżąc swoją gałkę lodów waniliowych, w jakże upalny dzień. "Dlaczego lody, przecież zbiera się na deszcz...!" - tak właśnie myślała Anne, gdy przeskakiwała zza muru jednego ze sklepów, za latarnię. I jakby przepowiedziała przyszłość: zaczęło bowiem nagle kropić, lecz ta mżawka szybko przeobraziła się w ulewę. Anas nie miała ani płaszcza ani nawet parasolki. Zapięła sweter i nałożyła kaptur, podobnie jak jej towarzysz, ale to nie wiele dało.

Jak to przyjaciele - musieli pomóc sobie nawzajem. A więc nie było lepszego sposobu na ogrzanie się i ucieczkę pod dach bez rozłąki, niż objęcie Anastii przez Nathana. Anne przygryzła wargę, niezadowolona. Była tak zdenerwowana, że zapomniała zmienić kryjówkę, przez co Nathan od razu gdy przeszli za rób, zauważył ją. 

- Co ty tu robisz?! - spojrzał na siostrę, której włosy były całe mokre.
- Eeee...Stoję! - odpowiedziała szybko Anne, swoim jakże słodkim głosikiem.
- Mhm, widzę. - Nath przewrócił oczami. - Mogę wiedzieć czemu nas podglądałaś?
- Ja? Podglądać? Coś ty, Onii-ch... - nie zdążyła dokończyć, bo Nathan zz Nastią już szli w stronę bloku, najwyraźniej nie zainteresowani kłamstwami piosenkarki.

Anne została sama, pod latarnią. Deszcz lał się z jej włosów, posklejanych w strąki, a baleriny napełniały wodą z kałuży. Ręce marzły, ale ona nie miała siły się ruszyć. Kucnęła, a do małego, deszczowego jeziorka zaczęły wkapywać, oprócz burzowych kropel, słone łzy. 
- Dlaczego wybierasz zawsze ją? Dlaczego nie jestem dla Ciebie ważna?! - krzyczała, jednak brat nie mógł jej usłyszeć.






/?/?/?/?/?/?/?/?/?/?/?/?/?/?/?/?/?/?/?/


Ktoś zadzwonił do drzwi rezydencji Sharpów. Jude najwyraźniej spodziewał się gościa, bo zerwał się z kanapy i pobiegł otworzyć wrota. W drzwiach stała Celia, w sukience wieczorowej i z parasolką w ręku. Uśmiechnęła się na widok brata.Widząc jego pytający wzrok i oczy skierowane na sukienkę, zaśmiała się.

- Rodzice kazali. - wyjaśniła.

Chłopak tylko pokiwał głową ze zrozumieniem i gestem ręki zaprosił siostrę do środka. Panna Hills weszła do jadalni, która wyglądała tak samo jak za poprzednią kolacją u brata. Usiadła na jednym z krzeseł i poczekała aż brat zacznie mówić.

- Powinienem powiedzieć Ci to już dawno... - zaczął oficjalnie.
- Witaj Celio! - zachwycił się Pan Sharp, wchodząc do jadalni.
- Witam. - granatowowłosa uśmiechnęła się lekko.

Tym samym Jude nie mógł już do końca pobytu siostry powiedzieć tego, co chciał.


_____________________
Wiem że krótki, ale nie krzyczeć T.T Starałam się, cały dzień to pisałam! :O

Post dedykuję Starunnie i Keiszy, którym obiecałam poprawę. Nie wiem czy to tylko moja opinia, ale tu powinno być coś takiego, no ta iskra o której Starunna mówiła. Mam taką nadzieję. 
Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony