niedziela, 27 października 2013

#027 - Zoolan Rice

Dalej wyobrażała sobie że Celia wybiegnie zza rogu, krzycząc, że znalazła informacje na temat aktualnego miejsca pobytu Zoolan Rice'a. Następnie Marka i całą ekipę analizującą te informacje i Nelly która kończy część teoretyczną, podsumowując wszystko. Następnie zaczynałaby się część praktyczna, czyli w tym wypadku "wycieczka" do mieszkania złoczyńcy...

Rozmyślania Sylvii zostały zakłócone przez dzwoniący telefon. Po otworzeniu klapki spojrzała na wyświetlacz, przecierając oczy. Mark. Dzwonił Mark. A teraz powinien czuwać w szpitalu...Czyżby ktoś się obudził? Sylvia zniecierpliwiona odebrała.

- Tak Mark? Kto się obudził? - zapytała szybko.
- O czym ty gadasz, Sylvia? - zdziwił się chłopak. - Nikt się nie obudził, powiadomili by mnie. 
- Czyli nie siedzisz w szpitalu? Przecież jeszcze powinieneś tam być... - mina dziewczyny zrzedła.
- Moja "warta" skończyła się już godzinę temu... - zaczął.
- Ahaaa...Więc co się stało? - zapytała już bez entuzjazmu, lecz mimo wszystko z ciekawością.
- Spotkanie u Anastasii za 20 minut. - powiedział krótko, uśmiechając się szeroko, co o dziwo zielonowłosa jakoś wyczuła. Chłopak rozłączył się, wchodząc do średniej wysokości bloku w kolorze szarym.

+-+-+-+-+-+-+

Nastia położyła poduszki na kanapie, ciasteczka na stole przykrytym niebieskim obrusem i poszła otworzyć drzwi, przed którymi stał Mark. Wpuściła go, po czym poszła po Anne mieszkającą obok. Tamta również skierowała się do domu rywalki, ubrana w biało-pomarańczową sukienkę z falbankami. Rozsiadła się na kanapie, wzdychając. Położyła na swoich kolanach biało-niebieski laptop, otwierając jego klapkę. Zanim komputer zdążył się włączyć, do mieszkania weszła Nastia z Silvią. Ta pierwsza wskazała zielonowłosej miejsce na kanapie, a sama zapytała się kto co chce do picia, a po dostaniu "zamówień" ruszyła do kuchni.

- Ten Zozol coś-tam...Myślicie że to jego wina? - zapytała Anne, z rękami na klawiaturze i wzrokiem wtopionym w ekran.
- To musi być jego wina...Powiedział mi to... - zanim zdążył skończyć, niebieskowłosa parsknęła cichym śmiechem.
- Co z niego za złoczyńca jak przyznaje się do popełnionego czynu?! - zapytała, patrząc na Silvię i kapitana z politowaniem.
- On jest zdolny do wszystkiego, w tym najdziwniejszych głupstw. - powiedziała Sylvia, a Mark tylko przytaknął.
- Zet-o-o-el-a-en Er-i-ce-e... - mruknęła pod nosem, powoli wciskając przyciski z literami na białej klawiaturze laptopa. - Dobrze? - zapytała po chwili, jeszcze raz sprawdzając ortografię.
- Mhm. - powiedziała Nastia, stawiając na stole 3 herbaty i szklankę Coca-Coli.

Anne wcisnęła "enter" a każdy w napięciu czytał wyszukane tytuły linków.

- To wszystko to tylko artykuły z tamtego FFI... - zaczęła Nastia, ale zamknęła się gdy tylko zobaczyli to:

"Apteka Zdrowi jak Ryby.
www.zoriapteka.jp
Apteka założona w dniu 14 października 2013, zapewnia najnowszej generacji lekarstwa na wszelkie choroby, bez recepty!"

- Zdrowi jak Ryby...To nie w skrócie ZR? A w adresie jest zo- i ri- jak Zo-olan Ri-ce... - wyszeptała Silvia.
- Myślicie że sprzedał Anonymus jakiś sprej którego nie powinien mieć...? I to przez to...stało się TO? - zapytała Nastia.
- Zapewne... - Mark potaknął głową i westchnął. - Anne, klikaj, chcę znać adres! 

+-+-+-+-+-+-+


Jeszcze tego samego dnia cała czwórka stała przed witryną podejrzanej apteki. Hm, to było trochę za łatwe, musiały być jakieś pułapki - przynajmniej tak myśleli przyjaciele. Nastia westchnęła i wyciągnęła portfel z torebki. Ruszyłado sklepu na przeciwko; był to sklep odzieżowy.

- Wy stujcie tu i poczekajcie na mnie! - bardziej rozkazała niż poprosiła, ale każdy wiedział, że ma plan.

Tak naprawdę to żadnego nie miała, ale na pewno zdąży coś wymyślić, przebierając się. Anne pobiegła za Nastią izaczęła grzebać między wieszakami, na półkach, wszędzie.

- Anne, to nie zabawa, ja tu próbuję...
- Wiem że to nie zabawa, szukam czegoś co będzie Ci pasować! - Siostra Nathana trochę się zdenerwowała. Po chwili uśmiechnęła się triumfalnie, biorąc do ręki różową sukienkę i biały sweter.

+-+-+-+-+-+-+

Dziewczyna o różowych włosach weszła do apteki. Stanęła przed ladą, przybierając dość smutny wyraz twarzy. Chwilę potem zza zaplecza wylazł wysoki, dość...kanciasty (?) mężczyzna w bordowym garniturze.

- W czym mogę pomóc? - zapytał.
- Ja...Chciałabym jakieś środki nasenne... - powiedziała dość cicho, gładząc różową sukienkę.
- A cóż się stało, młoda panienko? - Zoolan Rice wykorzystał kolejną okazję. Może znów ktoś kupi gaz anty-przyjaźni?
- Otóż... - dziewczyna, nie wiadomo czemu, zaczęła wszystko opowiadać aptekarzowi. - Moja przyjaciółka odbiła mi chłopaka i jakby o mnie zapomnieli...Chciałam by któreś z nich do mnie wróciło... - odwróciła wzrok, patrząc przy okazji przez okno. Zobaczyła niebieskie kosmyki należące do koleżanki.
- Mam lepszy sposób, nie będziesz musiała nikogo usypiać. - odezwał się złoczyńca, wyciągając zza lady mały flakonik z jakimś płynem w środku. - Popsikaj nim kiedy będą razem, a przestaną się tak do siebie kleić! - powiedział, wymieniając paragon i flakonik na banknot dziewczyny.
- Do widzenia. 

+-+-+-+-+-+-+

- Udało się! - Drzwi apteki otworzyły się a zza nich wyszła Nastia.

Pobiegli w stronę restauracji ramen trenera Hillmana. Nastia kurczowo trzymała flakonik, uśmiechając się. Teraz wszystko odkręcą, i zatrzymają ponownie tego złego gościa.

- Trenerze, trenerze! - krzyczał Mark, wbiegając do środka restauracji. - Mamy! Mamy sposób na obudzenie ich wszystkich!
- Taaak? - zapytał zdziwiony i zaciekawiony, starszy i dość gruby mężczyzna.
Mamy gaz którego użyli Anonymus! To Zoolan Rice go sprzedaje! Trzeba teraz tylko wymyślić antidotum!
- To macie problem, dzieciaki. Ja się na tym nie znam. Chemia nigdy nie była moim ulubionym przedmiotem w szkole. Twojego dziadka zresztą też, Mark.
- Czyli robiliśmy to wszystko po nic? Co pan sobie myśli?! Na pewno po prostu nie chce pan wybudzić mojego brata! - krzyknęła Anne, wybiegając z restauracji. Nastia pobiegła za nią, udało jej się ją złapać przy najbliższej latarni.

- Akurat od tego płynu zależy wszystko, oprócz wybudzenia Nathana. - powiedziała cicho, patrząc na kostkę brukową, równie położoną jako chodnik, na którym właśnie stały. Po woli się ściemniało. - Odprowadzić Cię, Anne? Bo my dziś śpimy u Marka. Będziemy myśleć nad antidotum.
- Nie. - odpowiedziała. - Chcę jechać do Nii-sana.
- O tej porze nie wpuszczą nas do szpitala... - zaczęła Anastasia, ale Anne była uparta jak osioł, pobiegła w stronę głównego szpitala dzielnicy. - Anne! - dziewczyna wyciągnęła telefon i wybrała numer Sylvii, biegnąc za piosenkarką. - Silvia? Będę trochę spóźniona, mam mały...problem! - wypowiedziała do słuchawki, by następnie przyspieszyć, rozłączając się.

Kocham, kocham, kooo-ocham was <3

Jest spóźniony o dwa dni, ale jest. Cieszcie się <3 *głucha cisza* Dzięki, dzięki. -.-"
Nocowałam u koleżanki *.*
MUAHAHAHAHA! ZOOLAN RICE I APTEKA! @_@

Yyyy, nie zwracajcie uwagi, po prostu nie wiem co napisać. Wszyscy mają szybciutko wstawiać nowe rozdziły, tyle wam powiem. Runnuś, dłuższe na przyszłość, dobrze? <3 I więcej Natha *.*

niedziela, 20 października 2013

#026 - Zloczynca powraca

Mark powoli ruszył w stronę bramki,a reszta powlekła się na swoje miejsca. Sylvia zacisnęła zęby i spojrzała na chwilę za siebie nie mogła patrzeć na ten "mecz". Nie, to nie mógł być mecz. To nie była prawda! Nelly, na jednym z siedzeń na ławce rezerwowych, ale teraz już nie sama...

- Camelia! - krzyknęła, próbując ją obudzić.

Usłyszała czyjś śmiech. "Wreszcie będę mógł ich pokonać!

- Mark, za tobą! - wydarła się na całe gardło, widząc jak bramka przewraca się na chłopaka.

Niechętnie odwrócił się w stronę menadżerki, patrząc na nią znudzony. Palcem wskazał jej piłkę a później powiedział coś niemo.

- To... Jednak... - Sylvia próbowała rozszyfrować słowa kapitana, jednak ostatniego słowa nie udało jej się zobaczyć do końca, bowiem chłopak upadł pod ciężarem ramy bramki. Nathan, Axel, nikt nie zwrócił uwagi na kapitana. Dalej unikali piłki patrząc na kolegów złowrogo.
- Nathan, co ty robisz? - Sylvia zobaczyła jak Nastia podbiega bliżej boiska. - To nie jest piłka nożna! I czy w ogóle widzisz co z Markiem?! Chłopaki, co z Wami?! Wyglądacie jak zombie! - krzyczała ze łzami w oczach, dopóki Silvia nie położyła jej ręki na ramieniu. Palcem pokazała trzy śpiące menadżerki; do Nelly i Cameli dołączyła Celia. - Celia! Celia! 
- To nic nie da... - pokręciła głową pierwsza menadżerka klubu.
- Nathan! - krzyknęła Anastasia, widząc jak chłopaka uderza futbolówka. Zanim jeszcze dobiegła, zauważyła, że inni wcale się nim nie przejmują.

+-+-+-+-+-+-+

- Ha, ha, ha, haaa! - Mark słyszał dookoła siebie śmiech. Skądś znał ten głos. - Ha, haaaa, ha, ha! - miał na końcu języka to imię.
- Zoolan Rice! - krzyknął, próbując go odnaleźć. Chodził po ciemnym pokoju, nie mogąc go wypatrzyć. Zaraz, to nie był ciemny pokój. Coś innego. Coś bardziej jak...Nicość. Tak, zimna, czarna nicość. Dookoła pojawiło się z tysiąc sylwetek przedstawiających złoczyńcę.
- Miło, ze mnie pamiętasz, chłopcze! - wszystkie ciała złączyły się w jedno, które najpierw rozciągnęło się na boki, zajmując całą przestrzeń dookoła kapitana Raimona, a następnie, już normalnej szerokości, wydłużyło się do góry. - Ha, ha, ha! Wreszcie widzę rezygnację na twarzach zawodników Raimona! Ha, ha, haaa!
- Co znowu knujesz?! - krzyknął, podnosząc głowę wysoko, by móc spojrzeć w jego oczy, zamiast na same białe buty i nogawki bordowo-ciemno-różowego garnituru.  
- Jak to co? Właśnie zrezygnowaliście z gry w futbol, nienawidzicie piłki nożnej, kolegów, a nawet samych siebie! Ha, ha, ha! Teraz właśnie wszyscy uciekają z boiska, zapominają o Tobie, nawet się nie odwrócili by zobaczyć co Ci się stało! Ha, ha, haa, haaa! Właśnie dziś rozbiłem drużynę Raimona!
- N...Nie. Nie! Nie możliwe! Axel, Jude! Nathan! Nie, nie! - złapał się za głowę. Właśnie zaczynał sobie przypominać wydarzenia z dnia dzisiejszego, bowiem wcześniej tego nie pamiętał. Wszystko zaczęło go boleć. Najbardziej serce, myślał że zaraz miliony igieł, które teraz czyhały by się w nie wbić, zaraz właśnie to zrobią. Nagle przed oczami ukazała mu się śpiąca twarz Nelly. Ten moment, kiedy zauważył ją śpiącą w autobusie...Wtedy jak głupi myślał, że każdemu może się zdarzyć usnąć... - A co z dziewczynami?! - zapytał zaniepokojony.
- Ha, ha, haaa! Trzy z nich śpią w najlepsze! Biedna panienka Raimon i panna Trevis, mogą już się nigdy nie obudzić. A ta mała dziennikareczka nie została nawet przez brata zauważona.
- N-Nelly...Camilou...Celia... - chłopak otworzył szeroko oczy. - A co z Silvią i Nastią?
- Te tak łatwo się nie dały. W sumie szkoda, mogą jeszcze coś zepsuć, a tego byśmy nie chcieli. Drużyna już się wycofała a różowowłosa dalej próbuje przemówić im do rozsądku, ha, ha!
- Nie! Muszę się obudzić, muszę im pomóc! - krzyknął. - Nie wygrasz z nami, Zoolan Rice! Nigdy! - krzyczał jak opętany, machając rękami i głową..."Muszę...się...obudzić..."

+-+-+-+-+-+-+

- Co się z wami dzieje, czemu nie gracie? Walczcie, tak jak dawniej! - krzyczała Anastasia, siedząca dalej na boisku, obok Nathana. Widziała jak gracze oddalają się, zostawiając trzy śpiące menadżerki i trzech mocno "kontuzjowanych" chłopaków za sobą.
- Chłopaki, co z wami?!  - dodawała Sylvia, również na mogąc na to patrzeć.

Zacisnęła pięści i zęby, po czym pobiegła w stronę bramki. Ze łzami w oczach próbowała podnieść metalową ramę, przyciskającą nieprzytomnego już od krótszego czasu chłopaka. Różowowłosa zaś patrzyła niepewnie to na nią, to na ukochanego. W końcu, upewniwszy się, że chłopakowi nie powinno się nic stać i że jest w dobrej pozycji, wstała i pobiegła pomóc Sylvii. Siłaczkami to one nie były, trzeba przyznać. Ale siłę woli za to miały. Po dużych trudach i może jakiejś pół-godzinie nie udało im się niestety podnieść ramy o nawet milimetr. Westchnęły cicho, po czym dalej próbowały.

- Zadzwonię po karetkę! - zaproponowała Anastasia, wyciągając z kieszeni telefon. Widząc skinięcie głową koleżanki, wybrała odpowiedni numer. - Nie ma zasięgu.  - stwierdziła zdziwiona, i jednocześnie przestraszona.
- Jak to nie ma zasięgu!? - zdziwiła się dziewczyna o zielonej kokardzie.
- Tak po prostu... - Nastia podstawiła Sylvii swoją komórkę pod nos. - Ani jednej kreski.
- Spróbuj moją... - Sylvia otworzyła klapkę telefonu komórkowego, by zobaczyć, że u niej też nic z tego...
- Muszę...się...obudzić... - szepnęło coś obok nich. A raczej ktoś, bowiem gdy spojrzały za siebie, zobaczyły Marka, który otworzył jedno oko.
- Mark! - krzyknęły obie.
- To wszystko wina Zoolan Rice'a! - powiedział, po czym, jakimś cudem wyszedł spod bramki. Podbiegł do Nathana, widząc ze tamten się nie rusza. - Nath! Co mu? - odwrócił się do biegnących za nim dziewczyn.
- Piłka w niego trafiła...Chyba. - Odpowiedziała White.
- A gdzie reszta? Czemu mu nie pomogli? 
- Wyszli...już jakiś czas temu...

+-+-+-+-+-+-+

- Co mu jest? Czemu nie wrócił z Tobą?! - Anne wyczekiwała brata w progu, a widząc Nastię bez Nathana trochę się przestraszyła, szczególnie że w telewizji nie było żadnej transmisji meczu, a w wiadomościach mówili o dziwnych wydarzeniach podczas gry.
- Chodź...ze mną. - Nastia podniosła na chwilę głowę. Złapała Anne za nadgarstek i pociągnęła za sobą do windy, nie pozwalając jej nawet zamknąć drzwi.

Niedługo potem były już pod szpitalem. Nie dając żadnych wyjaśnień, Nastia pociągnęła niebieskowłosą do środka, do sali numer 133, mieszczącej się na drugim piętrze. Bez pukania weszła, podchodząc do Marka.

- Co z nimi? - zapytała, ze spuszczoną głową.
- Lekarz powiedział, że nie wie co się stało, co się dzieje i co się stanie, ale ich stan na razie jest stabilny. 
- O co chodzi...? - Anne rozglądała się po sali, dopiero po chwili zobaczyła swojego brata, leżącego na ostatnim łóżku szpitalnym. - Onii...? - podeszła do niego i złapała go za ramię. Potrząsnęła bratem, żadnej reakcji z jego strony. - Onii-san, to nie jest śmieszne! - stwierdziła, chcąc mocno wierzyć, że jest to tylko żart. Wiedziała że jest inaczej, ale chciała wierzyć. Musiała wierzyć.
- Trzeba go znaleźć. Trzeba znaleźć Zoolan Rice'a! - stwierdził poważnie Mark. - Tylko on wie co się stało. Nie będzie chciał tego wyjawić, ale się dowiemy, prawda?
- Tylko czy damy radę we trójkę? - zapytała Nastia.
- Jaką trójkę? Czwórkę, muszę pomóc Onii-sanowi, nawet jeśli nie wiem o kim mówicie i co chcecie zrobić...

Tam-ta-ra-ra-ta-tam!
Nowy rozdział. Buahaha. Dla Keiszy, Liny i Runny. Tak dla dodania weny <3 Wiem, miał być wcześniej, ale nie dałam rady. Ale cieszycie się, prawda? Prawdaaaaaa...? *powtarza, nie słysząc odpowiedzi.*
Musze przyznać, że na prawdę nie chciałam nikogo do szpitala pakować, ale wasze rozdziały tak na mnie wpłynęły. Bo gdziekolwiek coś o inazumie czytam to od razu "szpital", "nie może zagrać", "wypadek" i "bla, bla, bla" -.-" TO WSZYSTKO PRZEZ WAAAAAS! obwiniajcie tylko siebie za wtrącenie Natha, Celii, Nelly i Camelii do szpitala. No.

Mogę wam zdradzić że planuję bonus nie związany z bonusem (LOL). W sensie nie związany z bonusem podczas FFI. Chociaż, kto wie. Ale znowu z wami <3Będzie to bonus Halloweenowy, a jak! Kocham, całuski! <3

poniedziałek, 14 października 2013

#025 - Strefe Football'u czas rozpoczac!

- Szybciej, nie mamy czasu! - pospieszała chłopaków zza drzwi Sylvia. Chwilę wcześniej weszła bez pukania, i dalej była cała czerwona ze wstydu.
- Zaraz się zacznie, już słyszę głos komentatorów! - do koleżanki dołączyła Anastia.
- Witamy Państwa na otwarciu kolejnej edycji Football Frontier! Zanim zaczniemy przedstawiać drużyny, opowiemy trochę o zasadach, poprzednich FF oraz przedstawimy się! Ja jestem...
- Gotowi! - Mark otworzył szeroko drzwi, dość szybkim ruchem. Sylvia została przez nie uderzona i popchnięta na ścianę. - Yyy...Sylvia? Ups, sorki!
- Idziemy, zaraz nas wywołają!
- Zapomniałeś flagi, Maaaark! - krzyknął Todd, biegnąc w stronę kapitana, ale jako że właśnie wychodził z flagą z szatni, przewrócił się, ponieważ drążek flagi był za długi i nie zmieścił się w drzwiach.
- Co się dzisiaj z wami dzieje...? - pomyślał Axel, po czym wpadł na ścianę obok wyjścia na stadion. - Au!



+-+-+-+-+-+-+



Gdy to wszystko na chwilę ucichło, trenerzy ustawili odpowiednio drużynę, z Markiem i za dużą flagą na czele. Menadżerki uśmiechnięte pomachały chłopakom, gdy zaczęto o nich opowiadać. Gdy tylko weszli na boisko, gdzie było już kilka innych drużyn, rozległy się głośniejsze krzyki i oklaski.



- Raimon! Raimon! Raimon!
- Łaaał! - Markowi dosłownie błyszczały oczy. Był wyraźnie zadowolony. Zresztą inni też, na swoje sposoby...
- Jej, patrzcie ile fanów! - Jack właśnie odzyskał mowę.
- Widzę, że mamy dla kogo grać!
- Tak, dajmy z siebie wszystko na jutrzejszym meczu!
- Gimnazjum Raimona! Tak, Ci sami którzy wygrali poprzednią Strefę Footballu i Ci sami którzy pokonali kosmitów!
- Fałszywych kosmitów... - poprawił Sam.
- Duża część członków właśnie tego zespołu dostała się do reprezentacji Japonii, która wygrała FFI!
- Hehe... - Kevin podrapał się po głowie, uśmiechnięty od ucha do ucha. - Zawstydzacie mnie.
- Chciałem Ci przypomnieć, że prawie w tym nie uczestniczyłeś... - Steve natychmiast zepsuł humor napastnika.
- A ja chciałem Ci przypomnieć, że Ciebie w ogóle nie wybrali na kandydata do reprezentacji! - odpowiedział.
- A ja... - Steve miał już coś powiedzieć, ale między chłopakami pojawił się Nathan.
- ...Chciałem Wam przypomnieć, że ogląda nas kilka setek fanów a wy patrzycie na siebie jakbyście zaraz mieli się bić. - dokończył rozpoczęte przez Steve'a zdanie, patrząc z politowaniem na kolegów i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Westchnął.



Kevin tylko warknął, czy może mruknął coś cicho, po czym ustawił się porządnie za Jackiem, przed Shadow'em i jednocześnie obok Axel'a.



- I ostatnie już uczestniczące drużyny... - Mark, słysząc głos komentatora momentalnie przestał gadać z Davidem, który stał w rzędzie Akademii Królewskiej, tuż obok Raimon'a. - Drużyna ze szkoły Anonymus i Akademia Galaxy. Na czele Anonymus widzimy J.W. a kapitanem równie tajemniczej Akademii powitamy Sun'a i ich głównego napastnika, Saturn'a.



Kapitan Raimona z miną wyglądającą mniej-więcej tak: 0o0, dla niego była normalną reakcją poprzedzającą mający za chwilę nastąpić nagły wybuch radości i krzyków dodających otuchy i siły do gry. I tak też było tym razem. Dwie ostatnie ekipy ledwo zdążyły wejść na świeżo skoszoną trawę, a on już wyskakiwał w powietrze, z pięściami zaciśniętymi nad głową i wielkim uśmiechem. Flaga spadła na ziemię a Mark zaczął krzyczeć: "Dalej, wygramy, a teraz chodźmy na trening!" i tym podobne. Teraz to ekipa miała szeroko otwarte oczy. Niektórzy wyglądali na trochę zmęczonych po dwudziestu minutach krzyków kapitana. Pierwszy "obudził się" Jude, który podszedł do kapitana, podniósł flagę ze znakiem Raimona i położył koledze rękę na ramieniu.

- Tak, dajmy z siebie wszystko. - powiedział, wiedząc, że chyba tylko to może pomóc.
- Jude...Dziękuję! - Mark wyraźnie się ucieszył na reakcję kolegi.
- Ale najpierw musimy spokojnie udać się na wieczór otwarcia.
- Mhm! - odruchowo kiwnął głową i, biorąc flagę w ręce, ruszył za resztą drużyn do wyjścia.



Axel cicho zachichotał, więc musiało go to na prawdę rozbawić. Kilka sekund później, w połowie drogi do wyjścia, cofnął się, tyłem do kolegów, kilka kroków.



- Zaraz, ale co to ten wieczór otwarcia? - teraz już wszyscy, bez najmniejszego wyjątku, roześmiali się na całe gardło, tak głośno, że wszyscy wychodzący i nawet Ci co byli kilka metrów dalej, odwrócili się, patrząc w ich stronę. Niektórzy zawodnicy musieli nawet wycierać łzy. - Ej, o co chodzi? Powiedziałem coś śmiesznego?



- To jest... - Axel również ledwo dawał radę przemówić. - Chodzi o... - kolejny atak śmiechu mu przerwał. Zrobił kilka wdechów i wydechów po czym spróbował jeszcze raz. - Jude mówi o tym bankiecie co jest za... - w tym momencie połowa ekipy popatrzyła na wielką tablicę zawieszoną na słupie między trybunami, gdzie aktualnie wyświetlała się tylko godzina. - ...20 minut?! - po tych słowach już wszyscy gapili się z niedowierzaniem na zegar, po czym sprintem pobiegli w strony domów, przecież nie pójdą w strojach piłkarskich...
+-+-+-+-+-+-+



- Nii-san, gdzie idziesz? - Dziewczyna o niebieskich kucykach, ubrana w białe dżinso-podobne spodnie i czarną koszulkę z nadrukiem Coca-Coli właśnie zakładała jasną bluzę.
- Na bankiet z okazji otwarcia FF. - Nathan odpowiedział dość krótko. Jednak widząc że przygląda się dokładnie swojemu odbiciu w lustrze postanowił ją spytać o to samo. - A ty?
- Will odprowadza mnie na próbę. - uśmiechnęła się, na chwilę odwracając się twarzą do brata. - Swoją drogą...Dziękuję wam. - powiedziała ciszej. - Wiesz, za sprawę z Will'em. 
- Zmieniłaś się... - szepnął Nath, bardziej do siebie. Właśnie wiązał włosy.
- Hm? - Anne udała że nie dosłyszała. Miała zbyt dobry słuch by na prawdę nie usłyszeć tego co mówił.
- Nie, nic. Mówiłem tylko że nie ma za co... - skłamał, poprawiając krawat.



+-+-+-+-+-+-+



- Wychodzę. - oznajmił Axel po niecałej minucie pobytu w domu.
- Już wychodzisz, onii-chan? - Julka nie wyglądała na zadowoloną z tego powodu.
- Muszę. Wrócę jak tylko będę mógł. - odpowiedział, po czym wyszedł.



+-+-+-+-+-+-+



- Mark, jak chcesz kopać, to idź na boisko, bo zaraz mi doni... - mama kapitana nie zdążyła dokończyć, bo właśnie to, czego się obawiała, stało się.
- Ups... - Mark cicho jęknął, widząc rozbitą doniczkę. Poczuł wibracje w spodniach. Zastanowił się, co to może być, a po chwili dopiero sobie przypomniał, że w kieszeni ma telefon. Wyjął go szybko, a ten prawie mu wypadł. W ostatniej chwili złapał komórkę i odebrał połączenie od Axel'a.
- Mark, gdzie ty jesteś? Czekamy na ciebie od pięciu minut przed wejściem! Czyżbyś... - odezwał się wyraźnie zdenerwowany głos. - Axel, myślisz, że zapomniał? - Jude spojrzał na przyjaciela, który kiwnął głową, czego Mark nie mógł zobaczyć.
- O nie, kompletnie zapomniałem! - krzyknął, biegnąc już do domu. Rozłączył się, zanim koledzy zdążyli coś powiedzieć. - Mamo, gdzie mój garnitur?! - krzyknął.
- Tam gdzie go położyłeś, synu! - odpowiedziała kobieta po 30 o brązowych, kręconych włosach.



Mark przeszukał całą szafę, następnie cały kosz na brudne rzeczy, otworzył pralkę, która na nieszczęście była włączona i właśnie prała rzeczy, po tym sprawdził między ciuchami taty i mamy. Nigdzie nie było tego stroju. Rozglądnął się dookoła, po czym wszedł do pokoju i wczołgał się pod łóżko, gdzie znalazł zwinięty w kulkę cały zestaw. Musiał go tak wcisnąć po przymierzaniu...Założył niewyprasowaną koszulę, byle jak zapinając guziki, na to niedbale włożył marynarkę, przez przypadek odrywając guzik, który szybko schował do kieszeni, a następnie starał się zapiąć spodnie w których zaciął się zamek. Wybiegł z domu zgięty na pół, próbując jednocześnie zawiązać buty. W połowie drogi zorientował się, że zapomniał telefonu. Stuknął się w głowę, ale nie wrócił się. Na miejsce dobiegł z godzinnym spóźnieniem.



- Patrzcie, idzie Mark! - krzyknął Jack do kolegów, stojących niedaleko.
- Cześć... - Mark podrapał się po głowie.
- Witamy spóźnialskiego... - zaśmiał się Sun, który zaszedł chłopaka od tyłu, tym samym wywołując u niego strach.
- Ładnie to tak, spóźniać się godzinę na drugi już w życiu bankiet...? - z lewej strony podszedł ktoś bardzo podobny do Nathana, tylko trochę wyższy, z rozpuszczonymi włosami i w białym garniturze.
- Nathan? - Mark spojrzał to na wysokiego, to na niskiego Nathana. - Jak ty to zrobiłeś? Kiedy nauczyłeś się rozdwajać? To jakaś nowa technika? - zapytał zdziwiony. Wszyscy spojrzeli na niego jak na idiotę.
- Nie poznajesz mnie? To ja, Edgar! - oznajmił wysoki Nath.
- To ty?! A, jak o tym tak pomyśleć to rzeczywiście! Ale co ty tu robisz?!



 +-+-+-+-+-+-+



Był kolejny dzień, wszyscy już stali przy drzwiach do domu Marka. Właśnie wychodzili od kolegi, na ostatni przed meczem trening. Na ulicy pojawił się szkolny autobus, Celia z innymi weszła jako pierwsza, tylko Nelly podała Anastasii listę zawodników, zostawiając ją samą z chłopakami, którzy po usłyszeniu swoich imion wchodzili do transportu, zajmując wybrane przez siebie miejsca. Bus ruszył. W drodze było spokojnie, wszyscy gadali, lecz Silvia poczuła coś niepokojącego.



- Co jest, Silv? - Zapytała Anastasia, spoglądając na przyjaciółkę.
- Nie, nic. Nic... - uśmiechnęła się jakby zakłopotana, machając rękami, przez przypadek uderzając dłonią śpiącą Nelly. - Ups...

To nie było normalne. W drodze Nelly nigdy, przenigdy nie spała. Trzeba było przyznać, że trasa trwała i będzie trwać jeszcze długo, ale Raimon ani razu nie przysypiała. Do tego po uderzeniu nie obudziła się. Sylvi w dodatku przypomniało się, że Nelly mówiła jej, że to dla niej za trudne zasnąć w czymś, co się porusza. Może coś się zmieniło? Nie, to nie możliwe, nie minął nawet tydzień od wypowiedzenia przez nią tych słów. Spojrzała na przyjaciółkę. Nie wyglądała jakby się nie wyspała, poza tym dziś była w dość dobrym humorze i w głosie słychać było, na jej sposób, energię. Do tego ani nie kaszlała, ani nie miała gorączki - choroba wykluczona. Sylvia spojrzała na Chłopaków gadających z tyłu. Westchnęła cicho. Wyczuwała coś złego w powietrzu. Czyżby coś było nie tak? A może...Przełknęła ślinę na samą myśl o tym co mogło się stać. Zatrzymali się, przed boiskiem Anonymus.



+-+-+-+-+-+-+




Pierwsza połowa skończyła się dość neutralnie, nikt nie strzelił gola, jednak była jedna zła wiadomość: zawodnicy Raimona, w przeciwieństwie do przeciwników, byli zbyt zmęczeni. Szybko oddychali, wycierając pot z twarzy. Ledwo doszli do ławki rezerwowych by się napić. Silvia podała bidon Markowi, który stracił nawet swój uśmiech. Reszta nie wyglądała lepiej. Ten stadion nie był chyba przyjazny uśmiechom. Sylvia spojrzała na przeciwników w szarych, ledwo nie widocznych w tym dość ciemnym miejscu strojach.

- Udało się...słabi...światło...ciemność...uśmiech...zło...niemiła przeszłość... - Te urywki rozmowy ledwo dosłyszała, lecz nie zdążyła nad nimi pomyśleć: gwizdek sędziego rozpoczął drugą połowę.


Na dziś tyle *.* Hue hue
Kocham was
Runnuś, wspaniały masz nowy rozdział. Ale pisz kolejny <3
Kie, Lin, ile mam czekać? -.-" (xp)

Mwhahahaha. zuoooooo
Nie pytajcie czemu akurat Silvia >.>

Nie ważne. jutro może zacznę pisać drugi bo tylko 4 lekcje mam xD I w środę powinnam dodać, bo w środę wolne *.*

<333
;*****
Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony