- Gdzie Celia? - zapytał Jude, stojąc przed menadżerkami.
- Dziś znów nie przyszła... - powiedziała ze smutkiem Silvia.
- Rozmiem. - mruknął i pobiegł na trening.
- Myślisz, że to on jej coś powiedział? - zapytała Nelly.
- Bardzo możliwe. - Odparła Nastia.
Po treningu, w domku klubowym, Jude odchrząknął głośno.
- Myślę, że czas wam o tym powiedzieć.
- O czym? - spytał Kevin ze zdziwioną twarzą.
- Wyjeżdżam. Odchodzę.
- Kiedy, gdzie, jak, po co?!
- Wyjeżdżam jutro o ósmej. Chcę się pożegnać.
- Ale przecież niedługo zaczyna się Football Frontier!
- Wiem. Przykro mi że opuszczam was w takim momencie.
- Ale Jude...
- On już podjął swoją decyzję. - Nagle wtrącił się Axel.
Na tym skończyła się rozmowa; nikt nie chciał się sprzeciwiać obu geniuszom zespołu. Ale Jude ciągle w głowie miał ostatnie zdanie konwersacji: to które wypowiedział Axel. "On już podjął swoją decyzję." - tylko czy na pewno dobrą... Rozmyślania przerwał mu dzwoniący telefon. Biip, biiip! Jude odebrał bez wahania, widząc nadawcę sygnału.
- Właśnie o Tobie myślałem... - mruknął cicho.
- To nie w twoim stylu, mówić taką rzecz.
- Masz rację.
- Humm.
- Czy nie myślałeś właśnie tak jak ja teraz myślę?
- Czyli jak?
- Powiedziałeś, że już podjąłem decyzję, ale zastanawiałeś się czy na pewno i czy uważam że dobrą...
- A czy moje zdanie się tu liczy? - zapytał, słychać było krótkie i ciche "hym" oznaczające, że lekko się uśmiechnął. Po tym, chłopak rozłączył się.
- Axel? - zdezorientowany Jude stał na środku pokoju, patrząc w wyświetlacz telefonu: nie chciał dzwonić do niego, by mu nie przeszkodzić.
- Synu! Twoja Babcia dzwoni! - krzyknął z korytarza przybrany ojciec stratega.
+-+-+-+-+-+-+
- Hai. - wypowiedział głośno i odłożył słuchawkę.
Rozległo się pukanie.
- Pójdę otworzyć! - krzyknął Jude, zmierzając w stronę wielkich pokaźnych i rzeźbionych drzwi.
- Ohayo Gozaimasu. - szepnęła granatowowłosa dziewczyna, wchodząc do hallu o białych ścianach.
- Co tu robisz? - zapytał sucho, odwracając wzrok.
- Onii-ch... - wyciągnęła rękę ku jego ramieniu.
- Wracaj do siebie. Żegnaj. - wymamrotał stanowczo i wyruszył ku swemu pokoju.
- Ale Jude! - krzyknęła za nim ze łzami w oczach.
Nic nie odpowiedział, nie mogła nic zrobić; czuła się winna. Z płaczem wybiegła przez otwarte drzwi na zimne podwórko. Wiał wiatr i już było ciemno - chmury przysłaniały gwiazdy i księżyc, ponura noc. Ruszyła ku rzece, gdzie usiadła na trawie, chlipiąc cicho. Nie obchodziło jej, że rodzice będą się martwić, musiała wszystko sama przemyśleć - niedługo po tej myśli zasnęła, opadając na zieloną trawę, ostatnią rzeczą którą zrobiła, to przygładzenie zmarzniętą dłonią szkolnej spódniczki.
+-+-+-+-+-+-+
- Trzymaj się, Jude. - pożegnał go tata, gdy gimnazjalista wsiadał w autobus.
- Do zobaczenia, ojcze.
I pojechał, daleko, aż do Sapporo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz